Słońca blask zwieścił koniec, egzystencji przerwanie
Wzniecił ognie wulkanów i spalił ziemskie łono
Ludzki rząd obłudy nigdy już nie nastanie
Marzenia, lęki, troski na zawsze unicestwiono
Naprzód przez otchłań
Marsz przez pył
Bez zawahania w ciszę
Bez zwątpienia w zgiełk
Zwierciadła oceanów przegrawszy ze słońcem
już nie pochłaniają go co zmierzchu
A stały się rosą otchłani
I z nimi wyparowała wszelka dysforia
W poszyciu z mroku
W świetle absencji
Gdzie wielki chłód
życie zmroził tu
martwym grymasem
Demiurg bez twarzy który
nie żałował życiodajnego oddechu
Szarpie się w agonalnych konwulsjach
Jednocząc mogiły dewota i kurtyzany
Słońca blask zwieścił koniec, egzystencji przerwanie
Wzniecił ognie wulkanów i spalił ziemskie łono
Ludzki rząd obłudy nigdy już nie nastanie
Marzenia, lęki, troski na zawsze unicestwiono